STAMBULSKI HUZUN

„Czy mógłby pan o tu, nacisnąć ?” – zapytał po angielsku starszawy turysta, wciskając mi do ręki aparat fotograficzny. Akurat w chwili, gdy podziwiałem koralową sylwetką Aya Sophi w Stambule. Odpowiedziałem, że nie. Nie dlatego, że chciałem być nieuprzejmy, ale nie rozumiem – maniakalnej wręcz – potrzeby uwieczniania odwiedzanych miejsc na fotografiach. Absolutnymi „rekordzistami” w tej „dziedzinie” są Japończycy, którzy fotografują wszystko co widzą. Przede wszystkim siebie na tle tego, co uznają za interesujące. Niekiedy wprawiali mnie w osłupienie, kiedy pozowali do zdjęcia np. na tle kotów łażących po stercie kamieni – w ich przekonaniu – starożytnych. A były to najzwyczajniejsze w świecie granitowe kostki z remontowanej ulicy.

Hagia Sophia

Odczuwam za to, potrzebę zapisywania nastrojów wywołanych danym miejscem lub zapachem. Utrwalania wrażeń wywołanych np. nawoływaniem do modlitwy muezina czy szmerem wody w fontannie mieszającym się z gwarem wielojęzycznych rozmów turystów podziwiających jedną z najpiękniejszych budowli świata. Świątynię Mądrości Bożej. Zapisania nastroju zainspirowanego przez ducha wielokulturowego Stambułu.

Jak bowiem pisał V.S. Naipul – „Próba ujęcia w słowa może nadać wartość przeżyciu, które w przeciwnym razie mogłoby prysnąć bezpowrotnie”. Stambuł. Konstantynopol. Jedyne na świecie miasto położone na dwóch kontynentach: Europie i Azji. Trochę już zmęczone swoją historią. Grecką, rzymską, bizantyjską, otomańską. Jak podstarzała, ale wciąż piękna kurtyzana oferująca swe wdzięki tłumom turystów z całego świata.

Klimat Stambułu i życie jego mieszkańców najtrafniej oddaje słowo HUZUN, który wg Orhana Pamuka jest – „sposobem patrzenia na życie, które naznaczyło nas wszystkich. Nie tylko stanem duchowym, ale i stanem umysłu, który ostatecznie zarówno afirmuje życie, jak i je neguje”. (O. Pamuk, „Stambuł”.) Huzun – według mnie – jest widoczny także w ubiorach mieszkańców Stambułu. Zwłaszcza kobiet. Istiklal Caddesi, StambułNa Istiklal Cadessi czy przy Błękitnym Meczecie można spotkać eleganckie, ubrane po europejsku kobiety. Dumne ze swojej urody, strojów, zamożności, czyli widocznych symboli afirmacji życia. Tuż obok, mijały mnie zjawy, okryte w czerń od stóp do głowy. Jakby żywcem przeniesione z czasów Proroka Mahometa. Zawsze u boku męża, brata lub ojca. Nigdy samotne. Niekiedy otoczone gromadką dokazujących dzieci. Co bardziej odważne odkrywały twarz i mogłem wtedy dostrzec ich unikalną urodę będącą rezultatem swoistej mieszanki genów: słowiańskich, greckich, arabskich, azjatyckich i Bóg wie jeszcze jakich. Cała historia starożytnego miasta zapisana na twarzach jego mieszkanek. I te oczy. Raz migdałowe. Czasami w kolorze pistacji. Innym razem błękitne jak ceramiczne płytki z Izniku w Błękitnym Meczecie. Stambuł to przede wszystkim jego mieszkańcy.

„Ale mnie nie interesuje melancholia Stambułu, tylko huzun, który można dostrzec w każdym z nas…. Trzeba umieć patrzyć … na dzieciaki grające w piłkę między samochodami zaparkowanymi na wąskich, brukowanych uliczkach; na osłonięte kobiety z reklamówkami w dłoniach, czekające na autobus, który długo nie nadjeżdża..” ( O. Pamuk, „Stambuł”).

Patrzyć i zapisać w słowach oraz pamięci. Takie kolorowe klisze ze słów, które można „wywołać” w dowolnym miejscu i momencie.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *