Wielką Grą historycy nazywają rywalizację Imperium Rosyjskiego i Brytyjskiego w XIX wieku o wpływy w Azji Środkowej. Miała ona głównie charakter dyplomatyczny, ale też wojskowy i szpiegowski. Toczyła się przede wszystkim na terenach obecnego: Iranu, Afganistanu, Pakistanu, a nawet Tybetu.
Zakończyła się porozumieniem brytyjsko-rosyjskim, które na dekady podzieliło strefy wpływów w Azji Środkowej. I trwa nadal choć zmienili się jej uczestnicy. Imperium Brytyjskiego już nie ma, ale jest Rosja Putina, która marzy o powrocie do imperialnej potęgi z czasów carskich. Pewną rolę odegrał w niej polski szlachcic z Wilna (1808-1839), Jan Prosper Witkiewicz zwany potem Iwanem Wiktorowiczem Witkiewiczem. I o nim jest ta historia.
Geneza – Tylża 7 lipca 1807 roku
Na znanym obrazie Adolphe’a Roehna Pokój w Tylży na zacumowanej na środku Niemna barce cesarz Napoleon Bonaparte oczekuje na swego gościa. Cara Aleksandra I. Ma za sobą wielki namiot ozdobiony monogramem N oraz cesarskim godłem. Jest rozluźniony i pewny siebie, bo to on ma wszystkie atuty w ręku. Dwa tygodnie wcześniej jego Wielka Armia pokonała pod Frydlandem rosyjskie wojska (14 VI 1807 r.).
Jednak nie chce upokarzać cara. Chce go zrobić swoim sojusznikiem przeciwko Wielkiej Brytanii. Zbliżającego się, na łodzi, do barki cara Aleksandra I malarz przedstawia w kornej, wręcz uniżonej postawie. Z kapeluszem w prawej dłoni. Efektem spotkania jest Traktat z Tylży przewidujący m.in. utworzenie Wielkiego Księstwa Warszawskiego.
Ale jest coś jeszcze. Tajne klauzule określające plan rosyjsko-francuskiego ataku na Indie. Perłę w koronie Wielkiej Brytanii. Zgodnie z tymi klauzulami, Francuzi mieliby ruszyć na Indie przez Persję, a Rosjanie przez Afganistan. I nikt by się o nich nie dowiedział, gdyby nie pewnie niezadowolony bojar, który na polecenie Anglików ukrył się w wodzie, pod barką. Szczękając zębami z zimna nasłuchiwał bacznie, co imperatorzy knują przeciw Albionowi. I kiedy się już nasłuchał nadał pilny list do Londynu, w którym o wszystkim opowiedział swym mocodawcom.
Półtora miesiąca potem wywiad brytyjski znał już wszystkie, tajne szczegóły porozumienia. Ostrzegł w Indiach tamtejszego gubernatora i wszystkie państwa pomiędzy Persją a Indiami o grożącym im niebezpieczeństwie. Napoleona pokonano pod Waterloo i wydawać by się mogło, że tajny pakt umarł śmiercią naturalną. Może we Francji, ale w Rosji car wciąż ostrzył zęby na Azję Środkową: Bucharę, Chiwę itd. I nie zamierzał z niej zrezygnować.
Początek Wielkiej Gry
Jest październik 1837 roku. Sporne pogranicze persko-afgańskie. Porucznik brytyjski Henry Rawlinson dostrzega zbliżający się oddział Kozaków. Decyduje się podążyć za nimi. Znajduje ich biwakujących nad małą rzeczką. Dostrzega dowódcę, którym potem okazał się Witkiewicz i próbuje go zagadnąć, ale ten nie rozumie, ani po persku, ani po francusku. Jedynie coś mówi po rosyjsku i w jednym z dialektów tureckich.
Jak potem napisał we wspomnieniach – oficer rosyjski był lekkiej budowy ciała, bardzo jasnej cerze, promiennych oczach i żywym spojrzeniu. Rawlinson nie wie jeszcze, że ma przed sobą arcyszpiega wysłanego przez cara na rozmowy z Dostem Mohammadem Chanem. Afgańskim władcą z rodu Barakzai, który zdetronizował poprzednika, króla Szacha Szudżę z rodu Sadozai. Car chce zawrzeć z nim traktat zdobywając w ten sposób przyczółek w Afganistanie, czego tak bardzo obawiają się Brytyjczycy.
Anglik wyrusza do obozu szacha Persji w Niszapurze, by zasięgnąć języka. Tam po raz drugi spotyka Witkiewicza. Jest on tam znany jako Omar Bej, muzułmanin, sunnita. Otoczenie szacha go podziwia, bo doskonale mówi po persku i potrafi wyrecytować z pamięci cały Koran. Panowie chwilę ze sobą rozmawiają. Potem Rawlinson jedzie do Teheranu, by o wszystkim opowiedzieć swoim przełożonym.
Spełnia się najgorszy sen Brytyjczyków. Rosjanie, od północy , próbują zagrozić Indiom i przejąć dochodowe szlaki handlowe z Indii do Europy. Witkiewicz udaje się do Kabulu, gdzie prawie pozyskuje Dosta Mohammada jako sojusznika Rosji obiecując wojskową pomoc , pieniądze i uzbrojenie przeciw Persom. Car jednak nie zamierza dotrzymać danej przez Witkiewicza obietnicy. O czym Witkiewicz dowie się dopiero po powrocie do Rosji .
Tragiczny los Witkiewicza
Urodził się w Wilnie w 1808 roku, w szlacheckiej rodzinie o patriotycznych tradycjach. Już w szkole średniej zakłada wraz z kolegami tajną organizację Czarni Bracia, zamierzającą walczyć z rosyjskim okupantem. Jednak wpada. Jego wraz z pięcioma kolegami aresztowano, pozbawiono szlacheckich tytułów i zesłano do kilku twierdz na kazachskim stepie. W sołdaty bez prawa do awansu. Ma wtedy 16 lat zaledwie.
Z czasem pogodził się z losem. Odsłużył 10 lat w randze szeregowca w guberni orenburskiej. Nauczył się różnych dialektów tureckich. Dużo czytał. Głównie o stepie i podróżach badawczych. To zwróciło uwagę komendanta twierdzy w Orsku nad Uralem, który dał mu posadę guwernera swoich dzieci.
W 1829 roku do Orska zawitał Alexander von Humbolt. Któregoś dnia zobaczył na stole swoją książkę o podróżach po Ameryce Łacińskiej. Na jego pytanie do kogo należy, odpowiedziano mu, że do młodego Polaka. Humbolt zapragnął go poznać. Służył mu najpierw za tłumacza w czasie wypraw na step. Potem jeździł już sam z różnymi misjami. I zaczął powoli robić karierę w machinie rosyjskiego imperium, którego tak nienawidził od dziecka. Awansował na kapitana.
Dwukrotnie wyprawiał się do Buchary z tajnymi misjami. W Kabulu wymanewrował swego brytyjskiego rywala, Alexandra Burnesa, lecz gdy przełożeni unieważnili zawarte przez niego układy, a Brytyjczycy najechali na Afganistan, wrócił do Sankt Petersburga. Tam, rankiem 8 maja 1839 roku , w pokoju na ostatnim piętrze Pensjonatu Paryskiego znaleziono mężczyznę po 30-tce – Witkiewicza.
Wiele wskazywało na to, ze zamknął się od wewnątrz i palnął sobie w łeb. Zostawił tylko krótki list jak rozdysponować jego majątek i uregulować długi. Nie było w nim nic więcej. Pożegnania z rodziną , przyjaciółmi. Powodów samobójczej śmierci. Niektórzy twierdzili potem, że to nie było samobójstwo, ale morderstwo brytyjskiego wywiadu.
Jest jeszcze druga wersja. Podobno w wieczór przed śmiercią odwiedził Witkiewicza znajomy z Wilna. Niejaki Tyszkiewicz. Naurągał mu, że się sprzedał Moskalom, że został zdrajcą. Kiedy Tyszkiewicz skończył, zgnębiony Witkiewicz zbladł jak ściana i wyszeptał – Tak zdrajca. Do diabła z tym wszystkim. Spalił papiery. Wyjął pistolet. Jego lufę wsunął w usta i pociągnął za cyngiel. Dla niego Wielka Gra już się skończyła.