Aszura

JEDYNA TAKA TEOKRACJA (4)

Aszura

Nushabad, mała zakurzona mieścina, słynie jednak na cały świat ze swojego podziemnego miasta. Jednego z arcydzieł starożytnej inżynierii i architektury. To wielokilometrowa sieć podziemnych korytarzy i pomieszczeń, w których – w niespokojnych czasach – chronili się mieszkańcy. Jego głębokość waha się od 4 do 18 metrów. Można w nim było przebywać nawet kilka dni, bez potrzeby wychodzenia na zewnątrz. Dobrze zamaskowane wejścia do miasta, znajdowały się częstokroć w domach. Wystarczyło uchylić właz, Nushabad_Aszuraby w kilka minut znaleźć bezpieczne schronienie przez wrogami. Ukryte miasto miało swoje studnie, kuchnie, pomieszczenia do modlitw, składy żywności itd.

Około jedenastej zajęliśmy z żoną „miejscówkę” przy fontannie na centralnym placu Nushabad, gdzie – jak powiedzieli nam tubylcy – najlepiej będzie oglądać procesję. Słońce przygrzewało już niemiłosiernie. Wszystkie ocienione miejsca na odchodzących od skweru uliczkach były zajęte przez tysiące ludzi. Oczywiście mężczyźni i kobiety osobno. Co chwilę, zgromadzony tłum był spryskiwany różaną wodą przez chłopców biegających wzdłuż ulic. Inni roznosili wodę i herbatę.

Myślałem, że zobaczę kamme-zani, samobiczowanie się do krwi specjalnymi nożami, ale – jak mi wyjaśnił stojący obok mnie mężczyzna – ten zwyczaj jest w Iranie od pewnego czasu  haram, czyli zakazany przez ajatollahów. Podobno dlatego, że zachodzi ryzyko niebezpiecznej infekcji, która może się skończyć nawet utratą życia. – Ale jak pojedziesz do Karbali, to tam to zobaczysz – dodał. Dozwolone jest jedynie zandir-zani , samobiczowanie się rękoma lub biczami zakończonymi cienkimi drucikami, które nie ranią do krwi. Przypominają one trochę azjatyckie miotełki do odganiania much.

Przed dwunastą pochód ruszył. Morze czerni. Czarne szaty, czarne brody, czarne włosy mężczyzn uderzających się rytmicznie rękoma w piersi w takt „nohe”, pieśni żałobnych granych przez orkiestry Pochódoddzielające grupy żałobników. Pochód otwierał jeździec na białym koniu. W metalowej zbroi, hełmie przystrojonym zielonymi piórami i zielonej szacie. Z dzieckiem na ręku. Tłum na jego widok oszalał i zaczął wydawać gromkie okrzyki. „Allahhhu akbar” na przemian z  Jaa Hosssejjjjjnnnn”. Za jeźdźcem, na ciągnionej przez kilkunastu mężczyzn olbrzymiej platformie, leżał  na  kupie piasku, „przebity” strzałą i splamiony krwią  człowiek w roli Hossejna. Obok stał koń. Nie jakaś rzeźba, ale żywy koń. Kobiety z tłumu rzucały na niego setki kwiatów. Głównie róż. Niektóre podbiegały i dotykały rąbkiem czadoru „zwłok” Hossejna. Podobno, na szczęście zwłaszcza w kobiecych sprawach. Mijały nas kolejne grupy żałobników poprzedzane przez brodatych młodzieńców machających długimi, czarnymi chorągwiami przybitymi do kilkumetrowych, drewnianych trzonków. Zapewne były bardzo ciężkie, bo dolny koniec trzonka mieli umocowany w specjalnej kieszeni przyszytej do szerokiego, skórzanego pasa.

Po godzinie pierwszej upał sięgnął zenitu i niektórzy z widzów szukali choć skrawka cienia chowając się za samochodami czy nielicznymi drzewami. Inni poszli szukać ochłody do pobliskiego parku, gdzie – leżąc na trawie – raczyli się gotowaną kukurydzą, owocami, napojami. Nawet bezalkoholowym piwem Bavaria. Rodziny rozpakowywały piknikowe kosze z jedzeniem. Jeszcze inni drzemali w cieniu palm. Jeden z wielu paradoksów Iranu, gdzie żałoba miesza się z radością jak woda różana z potem podczas Aszury.

Chciałem zobaczyć obchody Aszury, bo jest to kwintesencja szyizmu i irańskiej duszy. Co roku, w tym dniu szyici na całym świecie, a przede wszystkim w Iranie, upamiętniają męczeńską śmierć imama Hossejna, która wydarzyła się ponad 1400 lat temu pod Karbalą w dzisiejszym Iraku. Był to punkt zwrotny w dziejach islamu na dobre dzielący go na dwie, wrogie sobie gałęzie, sunnitów i szyitów. Już po śmierci proroka Mahometa doszło do sporów, kto ma być zwierzchnikiem społeczności muzułmańskiej. Tak więc spór miał na początku charakter polityczny, a nie doktrynalny. Różnice teologiczne doszły znacznie później.

Szyci, których nazwach pochodzi od terminu szi’at Ali, partia Alego uważali, że władza powinna należeć do Alego, stryjecznego brata i zięcia Mahometa, męża jego jedynej córki Fatimy i ojca dwóch synów zrodzonych z tego małżeństwa: Al-Hassana i Al-Hossejna. Sunnici zaś byli zwolennikami władzy jaka praktycznie się ukształtowała. Po krótkim panowaniu kalifa Alego po raz kolejny doszło do sporu o sukcesję po Mahomecie. O prawa do panowania postanowił upomnieć się jego syn, Hossejn. 10 października 680 r. n. e.  (61 r. wg. kalendarza muzułmańskiego) w zasadzce zastawionej przez wojska Jazida I,  sunnickiego kalifa Umajjadów zginął nie tylko sam Hossejn, ale prawie wszyscy członkowie jego rodziny. Z masakry ocalały jedynie kobiety i dzieci do 6 miesiąca życia. Przypowieść głosi, że Jazid, przed bitwą odciął dopływ wody dla ludzi Hossejna, którzy zginęli nie zaspokoiwszy pragnienia.

Irańczycy podczas Aszury płaczą nie tyle z powodu śmierci ich męczenników, ale okrutnej niesprawiedliwości, której doświadczyli i która dziś jest wyrządzana im samym. Także przez USA i Zachód, który odmawia Iranowi prawa do wyboru własnej drogi, zaawansowanych technologii, stawiając w grupie państw na „osi zła”.

cdn.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *