Antoni Styrczula

WIARYGODNOŚĆ, Panowie!

„Myśli pan, że ja nie mógłbym w trakcie tamtej debaty z Kwaśniewskim w 95 roku, założyć niebieskiej koszuli, schudnąć trochę i być układny? Mógłbym, ale nie byłbym wiarygodny, nie byłbym sobą” – stwierdził w rozmowie ze mną, Lech Wałęsa po wywiadzie dla jednej z telewizji, który ponad 10 lat temu, nagrałem w Gdańsku.

Były prezydent poruszył bardzo ważną kwestię, wiarygodności polityka, który w czasie kampanii wyborczej musi dotrzeć do różnych grup wyborców. Odpowiedzieć na ich, często sprzeczne, oczekiwania i potrzeby. Grać na różnych emocjach, odwoływać się do odmiennych mitów i symboli. Mówić to i w taki sposób, aby mógł go zrozumieć zarówno wielkomiejski „wykształciuch” jak rolnik z podkarpackiej wsi zachowując jednocześnie wiarygodność. To karkołomne zadanie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach zdominowanych przez telewizję i internet, gdzie kampanie wyborcze bardziej przypominają kampanie reklamowe uniwersalnego płynu do mycia naczyń. Polityk, za sprawą speców od marketingu politycznego i doradców medialnych, staje się produktem, który – by wygrać – musi być „sprzedany” jak największej rzeszy „konsumentów”, co wiąże się z ryzykiem utraty wiarygodności i – jak to nazwał Wałęsa – „bycia sobą”.

Po obejrzeniu obu debat telewizyjnych odnoszę wrażenie, że zarówno Bronisław Komorowski jak i Andrzej Duda tę wiarygodność utracili. Jeśli ją kiedykolwiek  mieli. Przynajmniej dla mnie. Bo kim tak naprawdę są obaj kandydaci?

Czy prawdziwy jest ten Bronisław Komorowski, który na spotkaniach wyborczych przekonuje o potrzebie narodowej zgody, czy ten, kiedy jak sfrustrowany belfer, pokrzykuje w trakcie debat na oponenta i ucieka się do niewybrednych ataków „ad personam”?
Czy wiarygodny jest wtedy, kiedy w ciągu jednej nocy i pod presją wyborczych sondaży zmienia zdanie w sprawie nowelizacji konstytucji dotyczącej ordynacji wyborczej lub proponuje zmiany w systemie emerytalnym jakby zapominając, że sam podpisał ustawę podnoszącą granicę wieku umożliwiającą przejście na emeryturę?

A Andrzej Duda? Czy jest tyko – jak twierdzą niektórzy – „produktem marketingowym”, bardziej przyjazną twarzą PiS, za którą skrywają się: Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz i inne „wilki” tego ugrupowania. Czy samodzielnym politykiem, którego będzie stać na niezależność, jeśli zostanie prezydentem RP? Czy jest sobą wtedy, kiedy jak skarcony uczniak przyjmuje krytykę przeciwnika politycznego czy wtedy, kiedy wali pięścią w trybunę mówiąc o potrzebie zmiany władzy?

Jaki będzie efekt tych wolt obu pretendentów przekonamy się już 24 maja. Ja wiem, że mnie nie przekonali, bo Bronisław Komorowski przestał „być sobą” i nadal nie wiem kim jest Andrzej Duda.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *